Ale po kolei.
Po pierwsze - musimy się przygotować na jego przywitanie - a więc zwinąć/zrolować/zdjąć wszystkie dywany, chodniki itd.
Po drugie - przygotować mu spokojny, zaciszny kąt - jego legowisko, do którego zawsze z przyjemnością będzie szedł gdy np.złapie jakiś smaczny kąsek, albo będzie się chciał zdrzemnąć.
Po trzecie - na początku radzę ograniczyć mu jego terytoriu, niech powoli poznaje nowe (czytaj nieprzygotowane na siusiającego szczeniaczka obszary).
Po trzecie - właściwe żywienie, w pierwszych dniach powinno być zgodne z nawykami żywieniowymi wyniesionymi "z domu", później powoli je modyfikujemy , zgodnie z naszymi, ale i jego preferencjami.
Po czwarte- idziemy z naszym pupilem na pierwszą naszą wspólną wizytę do lekarza weterynarii, który zbada maluszka, zleci szczepienia, odpowie na nurtujące nas pytania, dotyczące pielęgnacji, żywienia i dbania o zdrówko pieska i nas (zwłaszcza dzieci), które z nim przebywają.
Po piąte - od początku wyznaczamu pieskowi granice, których nie chcemy,by w przyszłości przekraczał np. wskakiwanie na fotele, gryzienie, spanie w łóżku, żebranie jedzenia itp.
I to tyle teorii.
A praktyka: wszysko to wiem, mam dorastające, dobrze wychowywane/wychowane dzieci i trzyletnią sunię sznaucerkę, która :
- śpi tylko w naszym małżeńskim łóżku,
- nawet po zjedzeniu swojej pełnej miski - żebrze o nasze jedzonko,
- szczeka przy każdym, najmniejszym dźwięku dochodzącym zza drzwi wejściowych,
- domaga się pierwsza witania, gdy przychodzą goście
i jak wszystkie domowe pieszczochy jest dla nas najcuowniejszym, najmądrzejszym, najładniejszym pieskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz